2 listopada 2012

Gdy wszystko krzyczy ,,Poddaj się"


- Nie rozmawiałam z nim przez trzy dni, trzy rozumiesz? Nie odezwałam się nawet słowem, gdy mijaliśmy się na szkolnym korytarzu- Hannah trajkotała jak oszalała prowadząc swój jakże interesujący monolog, podczas, gdy Annie puszczając jej słowa mimo uszu zawzięcie wertowała szafkę w poszukiwaniu swojego zeszytu od biologii.

- Oh, mam cię – mruknęła wreszcie nurkując do środka, aby dostać dłonią zielono-niebieski zeszyt z nadrukowanym zdjęciem ryby.
-… powiedział, że mnie przeprasza i, że nie wyobraża sobie życia beze mnie, omal nie popłakał na tym przystanku, nie miałam pojęcia jak się zachować, słowo daję! – ciemnowłosa wyłapała ostatnie słowa blondynki nadal podtrzymując, że uważnie jej słucha.
- Ach, tak? – mruknęła cicho wrzucając zeszyt do plecaka, po czym pośpiesznie uniosła wzrok napotykając drobną postać Hannah– O co wy tak właściwie się pokłóciliście? – spytała w końcu unosząc prawą brew ku górze. Wcześniej nie przyznała się przyjaciółce, że akurat ta istotna wiadomość umknęła jej uwadze, kiedy potok posklejanych słów wylewał się z ust złotowłosej.
- Twierdzi, że jestem o niego chorobliwie zazdrosna i robi ze mnie idiotkę przed swoimi znajomymi - wyżaliła się wzdychając ciężko – Poza tym, tylko wtedy, gdy się godzimy mogę od niego usłyszeć, że mnie kocha, na co dzień nigdy mi tego nie uświadamia.
Annie odruchowo zarzuciła włosy do tyłu karcąc się w myśli.Odkąd skróciła je do ramion nie było potrzeby odgarniania niesfornych kosmyków do tyłu, ponieważ krótkie włosy w niczym jej nie przeszkadzały, jednak dziewczyna nie potrafiła wyzbyć się dawnego nawyku.
- Przecież wiesz, że mu na tobie zależy – odparła pośpiesznie zamykając drzwiczki szafki, czemu towarzyszyło charakterystyczne, szalenie irytujące skrzypnięcie.
Ciemnowłosa zmarszczyła nos, czerwona szafka jako jedyna wydawała nieprzyjemne odgłosy już od pierwszej klasy liceum, dlaczego nie mogli w końcu naoliwić zawiasów?!
- Skoro mnie kocha niech mi to okazuje! – burknęła poirytowana krzyżując ręce na piersi
Ciemnowłosa zarzuciła plecak na ramię przeczesując włosy dłonią.
- Wiesz… niektórzy ludzie po prostu nie potrafią okazywać swoich uczuć – przypomniała przyjaciółce odwracając się do niej bokiem.
W odpowiedzi usłyszała pogardliwe prychnięcie.
- W takich razie ma problem! – stwierdziła brutalnie nie zdając sobie sprawy, że Annie zaszyje te słowa w zakamarkach swojej podświadomości, aby przy kolejnej ciężkiej chwili cisnąć nimi w swoją schorowaną duszę. Chciała się po prostu dobić, pozbawisz wszelkiej nadziei. Poddała się już dawno i nie potrafiła dłużej walczyć, już nie…
- Tak… chyba rzeczywiście ma problem – szepnęła zmieszana próbując ukryć cień smutku, który niekontrolowanie wdarł się na jej nieskazitelnie gładką buzię psując obraz szczęśliwej nastolatki.
Dziewczyna wsunęła kosmyk włosów za ucho odwracając się twarzą do przyjaciółki.
- Annie? - usłyszała po chwili obdarowując jasnowłosą pełnią swojego czekoladowego spojrzenia.
- Tak?
- Czy ty ścięłaś włosy? – wypaliła nagle marszcząc przy tym czoło.
Annie wstrzymała oddech próbując opanować rozchwiane myśli. Była na skraju wyczerpania zarówno fizycznego jak i psychicznego. Potrzebowała kogoś, kto podałby jej pomocną dłoń, wciągnął z powrotem na ziemię, aby wreszcie mogła poczuć przyjemny grząski grunt, lecz zamiast tego otrzymywała kolejną lawinę problemów i poszarganych myśli, które całą swoją siłą przytłaczały jej drobne, schorowane ciałko. Tak bardzo pragnęła być zauważona, potrzebowała jedynie cieniutkiego skrawka nadziei na przetrwanie, a zamiast tego otrzymywała oschłą obojętność i mroźną ignorancję.
- Skróciłam je tydzień temu Hannah – odparła w końcu posyłając jej nieszczery uśmiech, po czym wzruszyła beznamiętnie drobnymi ramionkami, udając, że nic się nie stało.
Między przyjaciółkami zapadła niezręczna cisza przerwana jedynie cichym westchnieniem ciemnookiej, która w uzmysłowiła sobie, że przyjaciółka, nie rzuci choćby luźnego,, do twarzy ci w nowej fryzurze”. Nie mogła ona oczekiwać żadnego pochlebnego słowa, bowiem Hannah nie była typem dziewczyny, które robiły tak drobne, niemalże niezauważalne rzeczy, tylko po to, aby dać bliźniemu do zrozumienia, że nie może się poddać, jeszcze nie teraz.
- Spotkamy się dzisiaj? – zagadnęła w końcu słysząc dzwonek rozbrzmiewający echem po wąskim korytarzu.
- Nie mogę, idę na imprezę do Amy – odpowiedziała spokojnie podnosząc swój plecak z podłogi.
Ciemnowłosa wbiła wzrok w ciemną plamę, która szpeciła śnieżnobiałe szkolne kafelki. Jej oczom ukazał się obraz uroczej Bety, która rozlała swoją kawę popchana przez starszego kolegę, co wywołało grymas na jej buzi. Annie doskonale pamiętała to zdarzenie, które miało miejsce dzisiaj na długiej przerwie.
- W porządku – odparła zrezygnowana nie patrząc na swoją rozmówczynię.
Kolejna impreza u Amy, na którą nie została zaproszona, co czynił ją typowym wyrzutkiem społecznym.
- Spotkamy się za tydzień – powiedziała beztrosko i bez słowa pożegnania pognała w stronę swojego chłopaka. Ciemnowłosa przez chwilę zastanawiała się, czy Hannah miała świadomość, że właśnie przegapiła ich ostatnie pożegnanie… drugiej szansy nie będzie.

~*~
- Uważaj jak łazisz! – usłyszała zdezorientowana nie mając pojęcia o co chodzi, chciała się odwrócić, aby sprawdzić kto skierował do niej te słowa, jednak nim udało jej się to zrobić ktoś z całej siły popchnął ją na twardą ścianę znajdującą się naprzeciwko gabinetu biologicznego, który właśnie opuszczała.
Annie uderzyła klatką piersiową o chłodne mury opierając na nich drobne dłonie. Zamrugała zaszokowana próbując napełnić swoje płuca tlenem, którego tak bardzo łaknęły. Jej niewinna buzia przybrała purpurowy kolor, gdy po upływie kilkunastu sekund nadal nie była zdolna do zaczerpnięcia choć odrobiny powietrza.
Ciemnowłosa przyklęknęła bezwładnie oglądając plecy swojego napastnika, który rozbawiony całym zajściem gnał teraz przez szkolny korytarz. Mimo iż, nie widziała jego buzi była pewna, że jego twarz krzyczy,, poddaj się!”.
Głośny świst rozniósł się echem w jej głowie, gdy w końcu udało jej się wziąć głęboki wdech. Była przerażona, zdezorientowana, spłoszona, czuła się zaszczuta i niezdolna do kontrataku. Przegrała…kolejny raz przegrała.
~*~
Hannah zaklęła zirytowana, gdy po piątym sygnale Annie wciąż nie podnosiła słuchawki. Była w szampańskim humorze, gdy na imprezie Amy Mat- jej chłopak w końcu obiecał jej, że przestanie podrywać wszystko co się rusza.Wesoły uśmiech nie schodził z jej drobnej twarzy, do czego przyczynił się także alkohol krążący w jej żyłach.
Niezrezygnowana po raz piętnasty dzisiejszego wieczoru wybrała numer przyjaciółki pośpiesznie przykładając telefon do ucha. Po trzecim sygnale wreszcie usłyszała melodyjny głos po drugiej stronie.
- Annie! – pisnęła niczym pięciolatka próbując jeszcze raz odtworzyć barwę głosu, która przed chwilą rozbrzmiała słuchawce jej telefonu.
- Nie ma Annie – odpowiedział nieznajomy głos.
Alkohol spowolnił działanie szarych komórek złotowłosej, dlatego dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że rozmawia z matką dziewczyny.
- Oh, może ją pani poprosić? – wybełkotała niewyraźnie opierając dłoń na oparciu ławki.
- Annie popełniła samobójstwo dzisiejszego popołudnia.
Głośny pisk, rozsadzał głowę Hannah. Wrzasnęła przerażona rzucając telefon na betonowy chodnik. Pośpiesznie przycisnęła dłonie do uszu, ale dźwięk tylko przybierał na sile. Ospale wdrapała się na ławkę podkulając nogi pod samą brodę i jeszcze mocniej zatykając uszy. Po chwili zacisnęła także powieki, jakby to miało zagłuszyć wszelkie myśli, które z sekundy na sekundę coraz bardziej rozsadzamy jej głowę. Przez chwilę miała wrażenie, że ktoś oplótł dłonie wokół jej gardła uniemożliwiając jej oddychanie, dusiła się nie potrafiąc złapać oddechu, jednak z czasem wszystko ustało, a Hannah była jak dziecko… małe dziecko, które nie potrafiło pogodzić się z myślą, że ktoś bliski jego sercu odszedł już na zawsze.
Pół godziny później Matty znalazł dziewczynę, leżącą w pozycji embrionalnej i bezwiednie kiwającą się na zimnej ławce. Była przemarznięta, zapłakana i zupełnie nieświadoma, tak, jakby ktoś zresetował jej umysł wymazując z niego wszelkie wspomnienia.
 Jeden uśmiech, jedno słowo, przecież tylko tyle było potrzeba, aby uratować życie niewinnej Annie.
~*~
Limit na narzekanie wykorzystałam już na twitterze, wiec nie mogę się z wami podzielić krytyczną opinią na temat jedno-parta ;<
Powyższy tekst dedykuje Malince, która pewnie nieświadomie dała mi motywację do jego napisania ;*
 Mam nadzieję,że jedno-part spodoba wam się choć odrobinę bardziej niż mnie. Jestem bardzo ciekawa waszych opinii dlatego proszę o komentarze ; )
Przy okazji zainteresowanych zapraszam na mojego nowego bloga BE MY HOPE


- Kar

4 komentarze:

  1. Jestem w tym zakochana, prześwietne Car! Wszystko się trzyma kupy i nie wiem jak w ogóle możesz na to narzekać! Jest perfekcyjne, prawdziwe, zwięzłe i poprawne. IDEALNE :)
    Dziękuję za dedykację, kocham Cię mocno.
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest cudowny ! Jestem zdania maliny nie rozumiem jak ty możesz narzekać ! Wszystko jest doskonałe :)
    -Kinia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest cudownie <3. Naprawdę bardzo mi się podoba, w sumie tak jak każda Twoja praca. Wygląd też jest niesamowity.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. piękny szablon...po pierwsze
    NIE MAM SŁÓW..
    to uczucie, gdy dzięki temu co piszesz można na chwilę wyłączyć się z codziennego życia i przeniesć w ten, który tworzysz odczuwając jednocześnie sens przekazu, ale także najmniejsze detale i postawić się na miejcu postaci, czując to, co oni, odczuwając każdy ich gest, każdą myśl, każdą emocję.
    Jednym słowem magia <33
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń