29 kwietnia 2012

To co czujesz, to co wiesz

Od kilku minut siedziałam wyprostowana jak struna wpatrując się w zupełnie pustą, śnieżnobiałą kartkę spoczywającą na biurku tuż przede mną.  Wzięłam w dłoń długopis chcąc zacząć jego różnorodny taniec po kartce, jednak, kiedy przedmiot znajdował się kilka milimetrów od kartki, nieznacznie kreśląc na niej małą plamkę, uniosłam go w górę rezygnując z wcześniejszego pomysłu. Odłożyłam długopis, wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy.  Ujrzałam przed sobą wysokiego blondyna o niebieskich oczach barwą przypominającą błękitne niebo. Jego niesforne włosy sterczały na każdą stronę, długie jasne rzęsy trzepotały z każdym mrugnięciem, a szczery uśmiech budził moje zaufanie. Może to właśnie dzięki temu czarującemu uśmiechowi siedziałam właśnie w tym miejscu starając się przekazać wam to, co mnie trapi …
Blondyn przyglądał mi się już od dobrych kilku minut, powodując tym samym palące rumieńce na moich policzkach i wszechogarniające zakłopotanie.  Minęła dłuższa chwila, zanim odważyłam się na niego spojrzeć spod wachlarza długich rzęs i ciemnych opadających włosów, których od kilku miesięcy używałam, jako tarczy przed otoczeniem wiedząc, że mogę liczyć na ich skuteczną osłonę.
- Nie musisz się chować, to nic nie da, twoje oczy mówią za ciebie – usłyszałam melodyjny głos chłopaka, który dzięki swoim bezszelestnym ruchom znalazł się tuż obok mnie, przez co gwałtownie zamrugałam przestraszona, kiedy unosiłam głowę, aby na niego spojrzeć.
Zrobiłam nieznaczny krok w tył, czując się niekomfortowo, gdy nieznajomy znajdował się tak blisko, że niemal czułam jego chłodny oddech owiewający moją skórę.  Przez swoją niezdarność i roztargnienie potknęłam się o kamień znajdujący się niedaleko mojej lewej nogi, przewróciłabym się, gdyby niebieskooki nie złapał mnie za łokieć tym samym umożliwiając mi złapanie równowagi.  Uśmiechnęłam się wdzięcznie, na co blondyn odpłacił mi się tym samym. 
Odchrząknęłam, chcąc przerwać tą niezręczną dla mnie ciszę, która zapanowała między nami. Reakcją chłopaka na moje zachowanie było wciśnięcie rąk w najgłębsze zakamarki swoich kieszeni. Westchnęłam cicho, uniosłam wzrok, aby ponownie na niego spojrzeć.
- Moje oczy nie mówią – zauważyłam krzyżując ręce na piersi – To dzięki tęczówką zawdzięczam ich smutną barwę – dodała zmieszana, po czym zaśmiałam się nerwowo, bo blondyn przez długi czas nie odpowiadał.
- Bóg dał ci dar, po to, abyś go wykorzystała, nie marnuj swoich zdolności, spisz swoje uczucia – powiedział w końcu, zupełnie szokując mnie swoją wypowiedzą.
Spojrzałam na niego rozszerzonym z zaskoczenia tęczówkami.
- Skąd ty… - wyszeptałam zupełnie zdezorientowana, zdając sobie sprawę, że stoję zupełnie sama na leśnej ścieżce. Potrząsnęłam głową, jakby to miało mi pomóc dojść do siebie. Przecież on tu był, stał naprzeciwko mnie i jeszcze sekundę temu ze mną rozmawiał.
Zamrugałam kilkakrotnie tłumacząc samej sobie owe zdarzenie.  Wszystko jest w porządku, nie zwariowałaś po postu ci się przewidziało – wyjaśniałam samej sobie nie chcąc wpaść w panikę.
Droga powrotna nie zajęła mi zbyt dużo czasu, zapewne, dlatego, że przebyłam ja w głębokim zamyśleniu spowodowanym wytworem mojej wyobraźni napotkanym na rzadko kiedy uczęszczanej leśnej ścieżce.  Kiedy weszłam do swojego pokoju, pierwszą czynnością, jaką wykonałam, było szybkie znalezienie kawałka czystego papieru oraz czegoś do pisania.
Właśnie dzięki swoim, jak sama zwykłam to nazywać „schizom” oraz dzięki temu, że z niewytłumaczalnych przyczyn ujrzałam człowieka, który w rzeczywistości nigdy nie istniał znalazłam się na swoim obrotowym krześle wpatrzona w kartę papieru, nerwowo przypominając sobie, jak wyznaje się swoje uczucia.

     Drogi nieznajomy, czasami mam wrażenie, że nic nikogo nie obchodzę, jestem niewidzialna, ludzie mijają mnie na ulicy, ale nie czują mojej obecności. Mogłabym wrzeszczeć wśród tłumu na całe gardło, pragnąc odrobiny zainteresowania i uwagi, ale nikt, zupełnie nikt mnie nie usłyszy.Ludzie wciąż będą sądzić, że wszystko jest w porządku, bo przecież na pierwszy rzut oka sprawiam wrażenie, normalnej, szczęśliwej nastolatki, która miewa swoje małe problemy.
   Ostatnio mam trudny okres, nie jestem w stanie zaakceptować samej siebie. Gdy staję przez lustrem, przyglądam się swojemu odbiciu czuję obrzydzenie i… nienawiść. Nie chcę nienawidzić, to złe uczucie, na które nie zasługuje żaden nasz bliźni. Wiesz, któregoś dnia obiecałam sobie, że nie będę nienawidzić…nigdy. Jednak wtedy brałam pod uwagę nienawiść do drugiej osoby, nie do samej siebie.
Jestem zagubiona, nie potrafię znaleźć swojego miejsca, czuję się samotna i opuszczona, mimo iż wokół mnie jest mnóstwo ludzi. Nie wiem, co robić, każdy drobny ruch, czy krok powoduje fale niepowodzeń, która niesie za sobą okropny ból.
Ostatnio często płaczę, nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek płakała tyle nocy pod rząd.
Presja bycia perfekcyjnym, albo, choć dobrym zaczyna mnie przytłaczać uniemożliwiając wydostanie się spod sterty kompleksów.  Nienawiść do swojego lustrzanego odbicia powoduje, że zaczynam izolować się od ludzi, sądząc, że skoro ja nie jestem w stanie zaakceptować siebie takiej, jaką jestem ludzie także mają z tym kłopot. Myślę, że w ich oczach jestem jeszcze bardziej beznadziejna i bezużyteczna niż w swoich. Tak wiem, to głupie, przecież tak nie jest, nie może tak być, bo tylko ja potrafię ocenić siebie tak nisko.
Inni powtarzają mi, że to, co widzę w krzywym zwierciadle wcale nie jest odzwierciedleniem osoby, jaką jestem w środku, bzdura, w środku jestem jeszcze bardziej zagubiona, beznadziejna i zepsuta niż na zewnątrz. Nie wiem, co robić, jak sobie pomóc, co myśleć, aby jakoś uchronić się od nieodwracalnych czynów. Często myślę o samookaleczeniu, zrobiłam się jeszcze bardziej wrażliwa niż zwykle, biorę sobie do serca największą bzdurę wypowiedzianą z ust drugiej osoby.  Wystarczy, że ktoś głupio zażartuje, czy pośle idiotyczną, sarkastyczna uwagę.  Z pozoru błahe słowa, puszczone w obieg, wyglądają jak łza na deszczu, jednak mi wystarczą, aby po raz kolejny obiecać sobie bolesne spotkanie z ostrzem jakiegoś przedmiotu. Bo przecież na nie zasłużyłam, przecież nie jestem wystarczająco dobra, ładna, mądra i nigdy nie będę, więc należy mi się za to kara. Czy ty tez tak sądzisz niebieskooki? Myślisz, że zwariowałam? Chwilami boję się, że właśnie tak jest…
Nigdy nie sądziłam, że strach może stać się moją tarczą obronną, ale teraz właśnie tak jest. Boję się bólu fizycznego, boję się go na tyle, że do tej pory nie odważyłam się wziąć żyletki w swoje dłonie.  Strach stał się moim sprzymierzeńcem chroniącym mnie przed czynem, który być może zaważy na całe moje przyszłe, dorosłe życie.
Niekiedy wydaje mi się, że nie tylko ja sądzę, że moje nadgarstki wyglądałby lepiej, gdy zdobiłyby je blizny różnej wielkości.  Choć nawet wtedy, gdy okazałabym na skórze swoją słabość i być może któregoś dnia ujawniła ją ludziom oni i tak nie przestaliby mnie niszczyć. Bo przecież, kogo obchodzi cudze nieszczęście…właśnie, jedynie nielicznych.
Jestem słaba, zawsze byłam, dlatego drogi nieznajomy zwracam się do ciebie z pewną prośbą: uratuj mnie.
Odłożyłam długopis na bok opierając się plecami o oparcie krzesła, na którym siedziałam. Zamknęłam oczy, żeby zaraz je otworzyć i pozwolić łzom spłynąć po porcelanowych policzkach.
 Jesteś wolna Anne…

~~**~~

Obiecałam sobie,że nie będę wyrażać publicznie swojej krytycznej opinii,
 na temat tego jedno-partu i słowa dotrzymam. 
Tak więc to wam pozostawiam ocenę powyższego tekstu ;) 
Mam do was małą prośbę, jeśli chcecie być informowani o nowych postach
proszę o pozostawienie jakiegoś kontaktu nie pod rozdziałem, a w zakładce Informuj mnie
znajdującej się na górze po lewej stronie w liście Menu ;) 
Przepraszam za wszelki kłopot i dziękuję za fatygę.


Kar

7 komentarzy:

  1. (*-*) Weszłam tu przez przypadek, mimochodem najechałam kursorem na link na twitterze i nie żałuję. Jestem wręcz zachwycona. Czytając to, myślałam, że ktoś wtargnął do mojego wnętrza i siłą wyciągnął moje emocje i uczucia na tego bloga. Jeszcze niedawno uważałam, że wylewanie siebie na kartkę jest niszczące, ponieważ oddalamy się od ludzi. Teraz jednak zmieniłam zdanie. To jest wspaniałe, życzę Ci dalszych sukcesów.
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przestajesz mnie zaskakiwać. Uwielbiam sposób,w który piszesz. Uwielbiam to,jak wszystko dokładnie opisujesz.Uwielbiam to,że wszystko co piszesz jest takie intrygujące. Uwielbiam te ciarki na ciele,kiedy to czytam.Uwielbiam Cię w całości ;)

    Zuza
    [give-me-the-chance]

    OdpowiedzUsuń
  3. Car... jesteś niesamowita. Jak ty cholernie pisarsko dojrzewasz! Końcówka, a właściwie list, niemal ociera się o perfekcję! Masa uczuć, naprawdę prawdziwych i szczerych przewinęła się przez ten rozdział. Bardzo emocjonalnie go odebrałam, prawie się popłakałam. Jestem z Ciebie dumna, myszko :)
    xoxo, Malina.
    [sweet-mistakes]

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak dziwnie z tą wyskakującą rameczką.. Mam ją ochotę automatycznie wyłączyć #lol
    Mniej o moich odruchach, więcej o tym wspaniałym parcie. Powiedziałabym, że zaskakujesz, jednak prawdopodobnie byłoby to kłamstwo. Spodziewałam się czegoś na wysokim poziomie i nie rozczarowałam się. Wspaniale oddałaś uczucia narratorki, a koniec daje do myślenia. Podejrzewam, iż chociaż w pewnym stopniu zainspirowała Cię historia Demi, jednak to dobrze, chyba każdy z nas ma na ten temat jakieś przemyślenia. Tak sądzę, że dobrze zrobiłaś, zakładając ten blog. Chętnie poczytam różne wytwory Twojej wyobraźni :)
    [likethewind; give-me-the-chance; illusory-hopes]

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Wpadłam tu przypadkiem, ale nie żałuję, bo ten jedno-part jest świetny.
    List jest genialny. Daje do myślenia, uzewnętrznia uczucia. Nie brakuje mu niczego.
    Zastanawia mnie o co chodzi z tym blondynem. Jeśli jedno-party będą o Annie, to czy on również się jeszcze pojawi?
    Pozdrawiam! xx

    + Zapraszam do mnie!
    [http://xeverlastinglovex.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam raz, przeczytałam drugi, trzeci i czwarty....
    Wzruszyłam się, choć mocniejsze od wzruszenia jest zaskoczenie. Od wielu miesięcy przeżywam to samo (co w liscie)i nie potrafię tego z siebie wydusic przed przyjaciółmi, nie potrafię się zwierzyć tak, jak w tym liście. Czuję się jakby opowiadał on o mnie, ale przecież nie znamy się, a na jednopart trafiłam przypadkiem, przez twittera, a jednak, jest tak, jakbys znała wszystkie moje uczucia i za mnie przelała je na kartkę, dołączając historię z tym chłopakiem, który zniknął... jakbyś wiedziała, że uwielbiam tego typu przypadki.
    Nie moga nadal ogarnąć tej masy uczuć które mnie teraz przepełniają, od zachwytu (bo piszesz wspaniale) do zaszokowania. To jest takie szczere, prawdziwe i tak zbliżone do mnie, że czuję sie teraz jakbym była naga hahah ;D

    OdpowiedzUsuń